Na zajęciach z "metod animacji kultury"przetestowaliśmy drogę
od papierowego talerzyka, przez słowa klucze odpowiadające na pytanie:
czym się "karmimy" - czym żyjemy, co nas napędza, do felietonu. Skrót,
zabawa słowami wyciętymi z gazety i układaniem ich w osobiste menu, stał
się swoistą trampoliną dla rozmów a potem dłuższych tekstów. Zapraszamy
do lektury naszych myśli na Nowy Rok. (M.W.)
Małgorzata Mullert, Patrycja Wysmułek
Myśli o planie awaryjnym
Wielu z nas plan awaryjny kojarzy się nie najlepiej. Często łączy się z jakąś porażką. A jak wiadomo o porażkach bardzo ciężko się opowiada. Mało kto chce ujawniać swoje słabości, przyznawać się do nich. Niemniej jednak takie stanięcie oko w oko ze swoimi słabymi punktami jest oczyszczające. Pozwala nabrać zdrowego dystansu do siebie i swoich działań.
Na początku nasze studia były dla nas jedynie planem awaryjnym. Dostanie się na kierunek kulturoznawstwo było równoznaczne z dużą niepewnością. Rodziny pytały nas „Po co studiować taki kierunek? Co będziesz po tym robiła?”. My same nie do końca wiedziałyśmy, co będzie w przyszłości, czy naprawdę chciałyśmy tu się znaleźć, ale odwrotu już nie było. Znalezienie się w takim położeniu nie jest specjalnie budujące. Trochę przytłacza wtedy świadomość, że plan awaryjny staje się głównym, nie do końca z naszego własnego wyboru. Blokuje to osobowość i chęć dalszego rozwoju. Myśli biegają i kołaczą się w głowie - Kto to taki ten kulturoznawca? Niedoceniony artysta czy prawdziwy zawodowiec? Ktoś, kto jest potrzebny w kulturze, czy tylko dziwny wymysł uniwersytetu? Miałyśmy plany, by zajmować się czymś "poważnym", posiadać „prawdziwy” zawód. Jedna z nas marzyła o pójściu na psychologię, druga chciała zostać znaną śpiewaczką. Często jednak same marzenia nie wystarczą, czasem składa się tak, że nie masz już wpływu na swoją drogę. Co robić, kiedy nie masz wizji na siebie? Jak odnaleźć się w całym amoku, by nie załamać się całkowicie? Na początku brakowało nam zapału i optymizmu. Przyjaciele byli blisko i wspierali nas, lecz co oni mogli wiedzieć?
Okazuje się, że jednak można przekuć tę serię złowrogich prognoz na kulturoznawczy sukces. Najpierw przyszedł czas oswojenia się z nową sytuacją. Stopniowo porzuciłyśmy myśl o zmianie kierunku czy powrocie do domu. Postawiłyśmy na jedną myśl: „Trzeba to dokończyć, bo inaczej zupełnie nic nie zrobimy w życiu. Chyba nie mamy innego wyjścia, jak przekonać się, co na nas dalej tutaj czeka”. Z każdymi kolejnymi zajęciami rósł w nas zapał. Nie chciałyśmy by pięcioletni wysiłek poszedł na marne i razem z dyplomem został nam kolejny zestaw pytań i obraz braku perspektywy na dalsze życie. Musiałyśmy znaleźć w sobie wcześniejszy zapał do działania, a przede wszystkim zacząć na nowo „chcieć”.
Brzmi to jak łatwe postanowienie na Nowy Rok, lecz takie nie jest. Wielu z nas chce sukcesu, ale nie ma na niego pomysłu. Brak nam samozaparcia i wytrwałości w pracy oraz wiary w filmowy happy end, pomimo że właśnie niego najbardziej pragniemy. Kręcimy nosem patrząc jak inni działają, spełniają swoje marzenia np.: latając jak dziwacy z zakręconymi plakatami po mieście lub występując wszędzie gdzie można, by inni ich zauważyli. Na szczęście można nauczyć się korzystać z nowych doświadczeń, z rad życzliwych wykładowców, czy starszych kolegów. Czerpać przyjemność z wszelkiego działania, nawet banalnego miłego wyjścia ze znajomymi. Brać udział w często szalonych projektach, by później wiedzieć co nas najbardziej „kręci”. Trzeba być otwartym na pracę z ciekawymi ludźmi, nie bać się działać w kołach czy wolontariatach. Robić po prostu to, co się lubi. To oznacza ciągłe walczenie z samym sobą i ze swoimi lękami. Cały czas zadajemy sobie pytania: „Czy tym razem nam się uda? Czy to wszystko ma sens?” Dziś droga, którą wybrałyśmy, sprawia nam coraz większą satysfakcję. Chcemy dalej spełniać się w kulturze.
Jeśli wielu z Was nadal nie wie jak poruszyć swój świat do przodu i zacząć działać, wypisałyśmy kilka przykazań obiecującego kulturoznawcy:
1. Naucz się chcieć.
2. Nie zaniedbuj swojego rozwoju.
3. Nie popadaj w marazm.
4. Bądź skoncentrowany.
5. Pamiętaj, że nie jesteś sam.
6. Nie bój się kryzysu.
7. Naucz się zwalniać, by móc przyspieszać.
8. Bądź wytrwały.
9. Doceń doświadczenie.
10. Zachowaj pokorę, cierpliwość i uśmiech.
Magda Jaworska, Magdalena Śrama
Menadżer każdej sekundy
Po mimo, iż „Kevin sam w domu” już dawno
przestał być dla nas filmem, na który czeka się cały rok, to jednak nadal
kojarzymy go ze świętami. Znajome sceny familijnej komedii zobaczyłyśmy już
kilka tygodni przed wigilią. Poczułyśmy się tak, jakby telewizja oznajmiała nam,
że święta już za pasem! Nie tylko ona nas pogania. Świąteczne reklamy i ozdoby
ulic także pojawiają się co rok coraz szybciej i wręcz bombardują nas
świąteczną atmosferą, która wypala się szybko, a przez to same święta zaczynamy
traktować jako irytującą powinność, nudny czas, o którym siłą rzeczy trzeba
myśleć. Popularne swego czasu ironiczne zdanie
funkcjonujące w przestrzeni internetowej - „Umyj okna dla Jezuska” – idealnie oddaje
ten stan rzeczy.
Jesteśmy dosłownie zawaleni żmudnymi
obowiązkami. Po świątecznych zakupach wracamy biedni, spoceni i zmęczeni.
Zmuszamy się do umycia okien dla Jezusa, nawet jeśli święta spędzamy poza
domem. Bo przecież w dniu najpopularniejszych urodzin MUSI błyszczeć! Czysty
dom to rzecz ważna, ale pod presją świątecznego czasu zwykłe sprzątanie wydaje
się zmorą, a wyjście do sklepu kojarzy nam się ze zdobyciem góry… Kiedy nad tym
myślimy, ogarnia nas przygnębienie. Co gorsza, mamy wrażenie, że nie tylko
okres świąt jest tak zdekonstruowany. Im dłużej się nad tym zastanawiamy, tym
bardziej utwierdzamy się w smutnym przekonaniu, że całe nasze życie to czas - rozbity,
rozciągnięty i jednocześnie maksymalnie przyspieszony. Ciągle biegniemy za dobą,
a najchętniej chcielibyśmy ją przedłużyć. Za pomocą czasu sami zabieramy sobie
nasz spokój i stawiamy w naszym życiu bariery. Zamiast myśleć o wyjątkowym
czasie spędzonym w rodzinnym gronie przy choince, myślimy tylko co jeszcze MUSIMY
zrobić! Szkoda życia!
Świąt
nie da się zignorować. Potraktujmy je więc jako pretekst do wprowadzenia jakiś
zmian w naszym małym świecie, aby w zbliżającym się Nowym Roku nie popełniać
wciąż tych samych błędów. Jak tego dokonać? Konsekwentnie! Znajdźmy nasze
pasje, inspiracje, cel i zorganizujmy swoje życie tak, by dążyć do niego, by
czerpać z życia pełnymi garściami. Życie będzie prostsze gdy je
usystematyzujemy. Jasne, każdy lubi spontaniczność, ale nie o to tutaj chodzi.
Usystematyzować życie, znaczy okiełznać czas, przejąć nad nim kontrolę. Gdy już
to osiągniemy, na spontaniczność pojawi się jeszcze więcej miejsca. Mamy do dyspozycji określony czas i określoną
przestrzeń. Zaprojektujmy ją! Zabawmy się w demiurga, zostańmy menadżerami
każdej sekundy. Dowiedzmy się, jak wycisnąć z każdego dnia, każdej godziny, a
nawet sekundy wszystko co dla każdego z nas najlepsze. Wykreujmy
metody, które pozwolą nam zarządzać własnym życiem i zacznijmy efektywnie
gospodarować każdym momentem, każdą myślą, każdą decyzją… W tym napiętym grafiku, w okresie Świąt, ale nie
tylko, trzeba pamiętać, żeby mieć czas na przyjemności, odpoczynek, spędzenie
czasu z bliskimi (już nie tylko przy sprzątaniu). A gdyby tak odpuścić na
moment? Wyłączyć TV, komputer, telefon, odłożyć na bok obowiązki, tak na
chwilę, i spędzić cały dzień w łóżku? A może by tak wyjść? Do teatru czy kina…
Organizacja i konsekwencja z pewnością
pomogą znaleźć czas na takie słodkie lenistwo. Jeśli do tego zmienimy słowo
„muszę” na „mogę” i „chcę”, także codzienne obowiązki nabiorą nieco słodyczy. To
my mamy rządzić czasem! W tym pośpiechu nie zapominajmy o tym. My już nie
musimy obchodzić Świąt, my CHCEMY je spędzić w ,,wolnym’’ duchu. Radzimy zrobić
to samo ;)