Publikacje

ZAPRASZAMY DO LEKTURY! 
NAJNOWSZE WYDAWNICTWA ZAKŁADU DRAMATU I TEATRU


Czy teatr jest, czy nie jest medium? To środek przekazu taki jak media elektroniczne czy inny? Jakie miejsce zajmuje teatr i performanse na żywo we współczesnej mediasferze? Tom zbiorowy zatytułowany Teatr wśród mediów stanowi próbę głębszego zastanowienia nad złożonością relacji teatr – media bez przeciwstawiania i ostrych rozgraniczeń. We współczesnej kulturze aż roi się od prób włączania teatru i performansów na żywo w obszar mediów, rozwijają się dynamicznie nowe formy teatru remediowanego (teatru telewizji, radia) i wchodzącego w multimedialne relacje z innymi środkami przekazu. Ten silny bodziec płynący z różnych obszarów eksperymentowania z nowymi technologiami przekazu zachęca do refleksji nad miejscem teatru w mediasferze, bez zapominania wszakże o jego ontologicznej i estetycznej odrębności.
„[…] zbiór jest interesujący właśnie jako wielogłos niekoniecznie układający się w harmonię. Dzięki temu zaprezentowane zostają możliwości tkwiące w tytułowej kategorii, w tym także możliwości błądzenia przy jej świetle. […] Podstawowe pojęcia (przede wszystkim medium i różne sposoby jego rozumienia w kontekście teatru) dalekie są od jednoznacznego zdefiniowania i pragmatycznego rozumienia czy wykorzystania w analizach konkretnych przypadków. Wykorzystanie zaproponowanej w tytule i uzasadnionej we wprowadzeniu formuły jako punktu wyjścia do myślenia o różnorodnych problemach i zjawiskach zaowocowało kilkunastoma artykułami, które […] stanowią ciekawe rozpoznania, analizy i interpretacje wybranych zagadnień”.
Z recenzji prof. dra hab. Dariusza Kosińskiego



_________________________


RECENZJE STUDENTÓW UNIWERSYTETU MŁODYCH UMK

Autorami recenzji są uczniowie gimnazjów, którzy po raz pierwszy zmierzyli się z rolą recenzenta. I zrobili to odważnie oraz z pomysłem.

Daria Cebula
Widzowie, baczność!


Batalion to karykatura rzeczywistości ujęta w zabawnym spektaklu poznańskiej grupy Usta Usta Republika. Reżyser Wojciech Wiński pokazuje na scenie absurdalną wojnę pomiędzy sadem a resztą świata. Cały spektakl pełen jest różnorodnych porównań i przesłań, czasem oczywistych, a czasem takich, nad którymi trzeba się dłużej zastanowić, aby zrozumieć ich treść. Niestety, prawdziwe przesłanie sztuki nieco ginie wśród sarkastycznych dowcipów i  nieustających kpin. Spektakl pokazany na otwarcie 23. Alternatywnych Spotkań Teatralnych „Klamra” to zgodnie z tradycją festiwalu nowa premiera zwycięskiego zespołu z poprzedniej edycji. Wojciech Wiński, reżyser i animator teatru odebrał tego wieczoru nagrodę publiczności za przedstawienie Uczta, a potem zaczął się …Batalion.
Wchodzący na widownię mogli poczuć klimat wojny spowodowany (za) dużą ilością dymu i rozkazami wykrzykiwanymi przez żołnierzy chaotycznie machających włączonymi latarkami. Aktorzy od początku spektaklu starali się nawiązać kontakt z publicznością, choć u niektórych widzów na twarzach widać było zażenowanie i wstyd,  gdy aktorzy po raz kolejny zmuszali do wstania, śpiewania razem z nimi piosenek takich jak Czerwone jabłuszko czy wykrzykiwania na cały głos różnych haseł. Ludzie przyzwyczajeni do tradycyjnego teatru mogli czuć się skrępowani robiąc to, czego w teatrze zwykle nie robią  kulturalni ludzie. Ja natomiast byłam pozytywnie zaskoczona tą odmianą. Czułam się swobodniej i mniej sztucznie  niż na spektaklach, które są często nudnym odzwierciedleniem starego powszechnie znanego scenariusza, kompletnie nieatrakcyjnym dla  nowoczesnej części widowni. To było coś  nowego, czego jeszcze nie było mi dane zobaczyć i okazało się bardzo ciekawym, nowym doświadczeniem. Paradoksalnie elementy musztry i „ćwiczenie rekrutów” spowodowały, że widzowie odczuwali silną więź z aktorami przez cały czas trwania tego widowiska teatralnego. Okazało się, że był to sposób na podbicie serc publiczności wybuchającej śmiechem za każdym razem przy nawet najbanalniejszym dowcipie. Dowódca batalionu (świetnie grany przez samego Wojciecha Wińskiego) poprzydzielał widzom pseudonimy pochodzące od różnych odmian jabłek, po czym widzowie wcieleni zostali do oddziału „Szare Renety”, wypowiedzieli formułę przysięgi i otrzymali przydział jedzenia na tydzień składający się z garści suszonych jabłek (dowiadujemy się później, że takie jabłka są robione ze złych jabłkowych żołnierzy – karą za nieposłuszeństwo w „naszej armii” jest ususzenie).
Akcja spektaklu odbywa się w sadzie broniącym się przed wrogami i szpiegami, którzy są wszędzie, a oddział sadowników próbuje połączyć się z siłami specjalnymi „Buk”. Przedstawienie ukazuje w humorystyczny i zniekształcony sposób polski patriotyzm, walkę na siłę o coś, co tak naprawdę nie ma sensu. Przesłanie polega na tym, że to Polska jest jabłonią, a każdy człowiek rosnącym na niej jabłkiem. Jest dużo odmian jabłek, które różnią się między sobą tak jak Polacy. Aby ludziom żyło się dobrze, nasz kraj musi być przez nas pielęgnowany. Rzecz oczywista. 
Scenografia składała się właściwie tylko ze sterty skrzynek, do których wkładane są  dojrzałe jabłka. W trakcie przedstawienia aktorzy naturalnie przestawiają te elementy i układają z nich podium. Minimalistyczna scenografia bardzo mi się spodobała, ponieważ na scenie nie było przepychu ani zbędnych, zabierających miejsce i rozpraszających wzrok przedmiotów. Mogliśmy jako widzowie z łatwością skupić się na aktorach i wypowiadanych przez nich kwestiach. Skrzynki nadawały efekt tajemnicy i zagadki jak w kryminalnych książkach Agaty Christie, gdy zza ułożonej ścianki dochodziły jakieś głosy bądź światła. Wydaje mi się, że był to bardzo trafny pomysł.
Interesującą  postacią był Jonatan, specjalista od kamuflażu genialnie zagrany przez Mikołaja Podwornego. Aktor odgrywał w przerysowany sposób homoseksualistę, wykorzystując wszystkie możliwe środki wyrazu wraz ze swoim strojem i specyficzną wymową. Żołnierze z krwi i kości zdecydowali się postawić Jonatana przed sądem, a potem go zabić, aby zdrowe jabłka nie zostały przez niego zarażone jego dziwactwem. Ten wątek czarno na białym ukazuje Polskę jako kraj nietolerancyjny, w którym inni ludzie o odmiennych poglądach są odrzucani i uważani za złych.
Nie możemy nie wspomnieć też o innych aktorach. Matka Bolka grana przez Ewę Kaczmarek porywa widza swoim „szlachetnym” patriotyzmem. Wątek, w którym chce oddać swojego syna do wojska, aby podtrzymał rodzinne tradycje, zasługuje na szczególne uznanie. Mamy okazję obserwować jej przeobrażenie w odważną wojowniczkę, która skazuje na śmierć Jonatana. W relacji na żywo prowadzonej przez Mekintosha to właśnie matka Bolka i jej syn byli najbardziej poszkodowanymi postaciami, mieli wzbudzać litość.
Syn tej jakże „bohaterskiej” i „oddanej ojczyźnie” kobiety to Bolek o pseudonimie wojennym Lobo. Jako typowy maminsynek wreszcie wstępuje do batalionu, wylatuje z gniazda matki i „godnie” walczy u boku swojego dowódcy. Żołnierze walczący za ojczyznę są tacy wspaniali – jak to dobrze, że w tym przedstawieniu nie zabrakło  takich „cudownych” i „dobrodusznych” ludzi. Ani Przemysławowi Zbroszczykowi, ani Ewie Kaczmarek nie można mieć nic do zarzucenia; spisali się doskonale i oddali się swoim postaciom w całości, czym zaskarbili sobie przychylność widzów. Chwilami oglądając ten spektakl ma się  wrażenie, że aktorzy tak bardzo zżyli się z odgrywanymi postaciami, że przejęli styl, charakter, postawę i żyją życiem swojego bohatera na scenie.
Nie zapominajmy o reszcie – używających niezbyt przyjemnego języka wojskowych, którzy dobrze przedstawili realia wojny i ludzi walczących o nasz kraj. Ludzie powinni się dobrze zastanowić, komu powierzają przyszłe losy – Marszałkowi Pigalskiemu, Mekintoshowi, Bronkowi czy Koszteli, którzy udowadniają, że stereotypy nie zawsze podają wszystko w złym świetle – czasem są zgodne z prawdą. 
Kostiumy przygotowane przez Idalię Mantas były moim zdaniem odpowiednie, choć nie nazwałabym ich zadziwiającymi. Niektóre były proste, ale trafnie dobrane do odgrywanych scen, a inne bardziej abstrakcyjne – i to właśnie te stroje bardziej mi się podobały. Szczególnie podczas sceny pojawienia się w sadzie Jonatana, który próbuje sprowadzić na złą drogę jabłkowych żołnierzy. Aktorzy ubrani są wyzywająco, niczym modelki przechadzają się po skrzynkowym wybiegu.
Autorami scenariusza Batalionu są Ewa Kaczmarek, Łukasz Pawłowski i Wojciech Wiński, choć  intensywne kontakty aktorów z widzami w Batalionie sprawiały wrażenie improwizowanych. Muzyka była zaskakująca i dostarczyła mi niespodziewanie nieco subtelniejszych odczuć niż się spodziewałam. Czasem cicha, czasem głośniejsza dodawała uroku i przepełniała emocjami całą scenę. Efekty świetlne zgrywały się zarówno z treścią przekazywaną przez aktorów, jak i z ekscytującą muzyką dobraną przez Adama Brzozowskiego. Spektakl Teatru Usta Usta Republika mógł spodobać się młodszej i nowocześniejszej części publiczności nastawionej na niekonwencjonalne formy teatralne. Starsza publiczność może wyjść z teatru z poczuciem niedosytu.

Akademickie Centrum Kultury i Sztuki „Od Nowa”: Teatr Usta Usta Republika Batalion, scenariusz: Ewa Kaczmarek, Łukasz Pawłowski i Wojciech Wiński, reż. Wojciech Wiński, oprawa muzyczna: Adam Brzozowski, kostiumy: Idalia Mantas. Premiera 13 III 2015 r.


Aleksandra Pawska
Wojna alternatywna

Każdego roku w marcu Akademickie Centrum Kultury i Sztuki „Od Nowa” przeobraża się w prawdziwy teatr. Od 1993 roku odbywają się tu Alternatywne Spotkania Teatralne „Klamra”. Na festiwalu można zobaczyć teatr tańca czy lalek, przedstawienia na podstawie wielkich tekstów literackich i performanse. Tegoroczną inaugurację na nowej scenie rozpoczęło wystąpienie dyrektora festiwalu Maurycego Męczekalskiego, który wręczył Nagrodę Publiczności za rok 2014 Teatrowi Usta Usta Republika. Kilka minut później poznańska grupa zagrała swój najnowszy spektakl – Batalion.
Teatr Usta Usta  został założony w 2000 roku przez Wojciecha Wińskiego i Marcina Libera. Każdy ze spektakli teatru to eksperyment z sytuacją i przestrzenią teatralną. To właśnie ten teatr zainscenizował pierwszą polską car-play Driver. Przedstawienie było podróżą dla czterech osób starym amerykańskim krążownikiem szos, które przemierzało o późnej godzinie różne części miasta będące jednocześnie scenerią spektaklu. Natomiast spektakl Alicja 0-700 był pierwszym polskim spektaklem interaktywnym w sieci telefonicznej, w którym widz poprzez wciskanie liczb na klawiaturze decydował o losach bohaterów. 
Najnowsze przedstawienie Batalion zaczyna się dosyć spokojnie i tajemniczo, gdyż całe pomieszczenie jest zadymione, a w tle słychać budzącą niepokój muzykę. Widać bunkier zbudowany ze skrzynek na jabłka. Niektórzy aktorzy zajęli miejsca między publicznością, a inni rozdawali kolorowe opaski. Czerwone oznaczały walkę na froncie. Wraz z rozwojem akcji zaczynamy poznawać kolejnych bohaterów spektaklu. Na scenę wychodzi aktor, który nagrywa publiczność i siebie, chcąc stworzyć jakiś dokument. Po pewnym czasie wśród skrzynek można zauważyć kontury poruszającej się kolejnej postaci – Marszałka Pigalskiego (Wojciech Wiński). Przed skrzynkami pojawia się Artur Śledzianowski jako Kosztela. Z rozmowy pomiędzy tymi bohaterami dowiadujemy się o wojnie. Batalion, w którym walczyliśmy jako widzowie, nazywał się Szare Renety, mnie dodatkowo przydzielono do oddziału Rarytasów. Stopniowo poznajemy aktorów siedzących wśród publiczności. Ewa Kaczmarek jako „Matka Bolka polonistka” wysyła swojego jedynego syna na front, aby został bohaterem narodowym, w końcu sama postanawia przyłączyć się do batalionu. Na scenę wychodzi nowa postać: mistrz kamuflażu Jonatan (Mikołaj Podworny). Urządza pokaz mody. Ubiera aktorów w czerwone dodatki mające symbolizować odwagę, siłę i gotowość do walki.  Aktor stwierdza, że batalion nie może iść na pewną śmierć i postanawia przejąć nad nim władzę, ale mu się to nie udaje. Charakterystyczne jest też to, że batalion walczy tylko wtedy, kiedy jest filmowany. Jedną z ważniejszych scen spektaklu był sąd nad Jonatanem, podczas którego w rolę oskarżyciela wcieliła się Matka Bolka. Nie używała jednak ona zbyt wielu własnych słów, tylko cytowała Czesława Miłosza i Zbigniewa Herberta. 
Niezwykłą rzeczą było to, że publiczności zostały podane suszone jabłka. Musiała śpiewać razem z aktorami, składać przysięgę. Bardzo ciekawym doświadczeniem był dla mnie aktywny udział w tym spektaklu. Dystans między aktorami a widownią nie był przez to wcale wyczuwalny.  
Scenografia przedstawienia była bardzo prosta. W trakcie spektaklu skrzynki zmieniały miejsce, raz ułożone w bunkier, innym razem wybieg dla modeli, a jeszcze innym razem – schody. Aktorzy cały czas byli w ruchu, co też pokazywało wyraźnie, kto w batalionie jest najważniejszy. Na sali panował półmrok, aktorów oświetlało światło punktowe. Każdy kostium był w innym stylu i miał na celu odzwierciedlić cechy i lęki postaci. Najbardziej współcześnie ubrany był Bronek – w jasny wzorzysty garnitur. Natomiast strój Jonatana jak i cała jego postać były komiczne – biały podkoszulek, szkocka spódnica i kolanówki.  Jestem mile zaskoczona tym spektaklem i serdecznie zachęcam do obejrzenia kolejnych przedstawień poznańskiego Teatru Usta Usta Republika.

Teatr Usta Usta Republika: Batalion, scenariusz: Ewa Kaczmarek, Łukasz Pawłowski, Wojciech Wiński, reżyseria:  Wojciech Wiński, muzyka: Adam Brzozowski, kostiumy: Idalia Mantas. Premiera 13 marca 2015 r.

Magdalena Hyra
Jedzmy jabłka!

Mgła. Wszędzie mgła. Unoszący się w powietrzu dym rzucał urok tajemniczości. Zajęliśmy miejsca – drewniane ławki. Rolę scenografii pełniły stosy drewnianych skrzyń po jabłkach, które w trakcie przedstawienia były przestawiane tak, by pełniły rolę nawet wybiegu dla modeli. W ciemności, przez mgłę, przedzierało się światło z latarek, trzymanych przez kilku aktorów ubranych w wojskowe stroje. Wycie syren: „Zniszczyli mi sad, straciłem jabłka! Kosztela! […]. /Batalion gotowy. Są nas tysiące!”. Legionami Koszteli (Artura Śledzianowskiego) zostaliśmy my - widownia. Walczący o bezpieczeństwo swojego sadu Marszałek Pigalski (Wojciech Wiński) przezwał nas „cichociemni. Papierówki z budżetówki”. Otrzymaliśmy pseudonimy pochodzące od nazw gatunków jabłek. Stworzyliśmy wspólnotę - batalion Szare Renety. Kazano nam wstać i ślubować, że będziemy wyrywać chwasty, dbać o czystość sadu oraz porządek w narzędziach. Zdezorientowani, unieśliśmy ciężkie ciała dopiero na trzecią komendę! Od tego momentu zostaliśmy braćmi i siostrami. Podawaliśmy sobie miskę z sucharami – „Ten posiłek musi nam wystarczyć na cały tydzień.”. Uważam, że pomysł na zaktywizowanie widzów był udany.
W czasie spektaklu publiczność śmiała się często i głośno. Przedstawienie naszpikowane było aluzjami i odniesieniami do dzieł literackich. Pojawiło się również nieco zmodyfikowane, znane przysłowie: „dzielić jabłko na czworo”, „patriotyczną pieśnią” było „Czerwone jabłuszko”. Spektakl odnosił się do bieżących wydarzeń – np. batalion otrzymał rachunek za telewizję razem z informacją o niespłaconym kredycie we frankach.
Niektórzy aktorzy siedzieli wśród publiczności i zdradzali swoją obecność wstając lub mówiąc. Wśród nas była Matka Bolka-polonistka (Ewa Kaczmarek), która chciała żeby jej syn walczył na pierwszym froncie, chociaż Bolek (Przemysław Zbroszczyk) był przerażony oczekiwaniami wobec niego. Ewa Kaczmarek grała tak, jakby była stworzona do roli ironiczne przedstawionej rodzicielki, która jest do wszystkiego nastawiona emocjonalnie, kieruje się matczyną troską i rozkochaniem w literaturze.
Moim ulubionym bohaterem, obok przezabawnego w swej nieporadności Bolusia, został Jonatan (Mikołaj Podworny). Wystraszył wszystkich swoim spektakularnym wejściem. Jonatan swoim zachowaniem i sposobem mówienia przypomniał mi Mariolkę z kabaretu Paranienormalni. Podobieństwo jest uderzające, ale nie znaczy to, że Jonatan nie był oryginalny i autentyczny! Chodził na miękkich nogach, wyginał się i silnie gestykulował. Uwielbiał modę, ubrany był w spódnicę, zbyt obcisły podkoszulek i zwiewną chustę, którą w zabawny sposób zarzucał na plecy. Kazał bohaterom ubrać czerwone dodatki - np. szelki, żywo przy tym pokrzykując, że czerwony jest kolorem zwycięzców. Słyszeliśmy: „Uwolnij z siebie zwierzę, dziką bestię!” Odmienił batalion i odważnie ogłosił strajk. Zgasło światło, a gdy ponownie zrobiło się jasno Jonatan był już powalony i zaczął się sąd wojenny. Marszałkowi brakowało tolerancji wobec odmienności i charyzmy. Nie chciał zmian. Podobnie zachowujemy się na co dzień. Jeśli słyszymy o tym, że ktoś zrobił coś odmiennego, niecodziennego, że inaczej patrzy na świat, to dążymy do jego upadku. Odbyła się egzekucja „znawcy stylu”. W fikcyjnej rozprawie oskarżycielką była Matka Bolka. Zażądała ona skazania Jonatana na śmierć za antynarodową postawę. Wykorzystała do swojej przemowy fragmenty dzieł Herberta, Miłosza, Mickiewicza oraz Broniewskiego. Od siebie dodała: „powiem teraz od siebie jak jedna z was, jak matka Bolka, która jednego jedynego syna wychowała, że jeślibym się kiedyś czasu doczekała, iż mój pierworodny sadu pohańbuje, wtedy moje serce już go nie znajduje!".
Emisję na żywo „z tableta” realizował Mekintosh (Marcin Głowiński) - korespondent wojskowy. Zimną wojną o sad że trzeba zainteresować świat. W tym celu należy znaleźć trupy. W grę wchodziły tylko matki z dziećmi, bo wystarczy ich garstka, żeby wszyscy uznali ich śmierć za tragedię - w przeciwieństwie do setki poległych mężczyzn. Udana ironia. Publiczność w śmiech. 
Sojuszniczy batalion „Buk”, monitorujący przestrzeń powietrzną, poinformował o przypadkowym zrzuceniu bomby. Nagrywanie newsa zostało przerwane. Wybuch. Wycie syren. Światło zgasło. Wszyscy zginęli.
Batalion to kolejna obok Uczty i Procesów groteska Teatru Usta Usta Republika. Następny sukces reżyserski Wojciecha Wińskiego i dramaturgiczny Łukasza Pawłowskiego, którzy stworzyli znakomity spektakl poświęcony absurdom współczesnego świata, w którym romantyczna waleczność i poświęcenie spotyka się z kpiną. Umieszczenie wojny i żołnierzy o patriotycznych postawach w sadzie było zaskakujące. Motyw jabłek przewijał się przez cały czas, więc po powrocie do domu z tyłu głowy brzmiało mi zdanie: „Zrób na złość Putinowi - jedz jabłka”. Zdziwiło mnie to, ale ten zwrot nie pojawił się w przedstawieniu ani razu.

23. Alternatywne Spotkania Teatralne „Klamra” – Batalion, scenariusz: Ewa Kaczmarek, Łukasz Pawłowski, Wojciech Wiński, reżyseria:  Wojciech Wiński, muzyka: Adam Brzozowski, kostiumy: Idalia Mantas, 14.03.2015


Marta Borkowska
Rarytasy
Już od pierwszych chwil po wejściu na widownię można było poczuć atmosferę wojny. Wszystko pogrążone było w niemal kompletnej ciemności oraz spowite mgłą. Zza barykady ustawionej ze skrzyń po jabłkach dobiegały okrzyki komend. 
Na początku spektaklu widz nie zdawał sobie sprawy, że pośród widowni znajdują się aktorzy, którzy będą brać udział w przedstawieniu. Dopiero gdy głosy zaczęły dochodzić z innego miejsca niż scena, okazało się, że aktorów biorących udział w spektaklu jest więcej. Dzięki temu publiczność utożsamiła się z batalionem Szare Renety. Bo w tym spektaklu widz nie był tylko i wyłącznie widzem – miał też uczestniczyć w występie, poczuć się jak prawdziwy wojownik. Musiał umieć zginąć za batalion i dzielnie bronić sadu, jednym słowem zostać poborowym. Osobom na widowni rozdano pseudonimy. Niektórzy otrzymali inne niż pozostali, lecz większość stała się „Rarytasami”, czyli czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym. Było to dosyć irracjonalne, ponieważ na wojnie ciężko odróżnić jednego żołnierza od drugiego, nie mówiąc już o wyjątkowości. Aby wzmocnić więź z batalionem, każdy musiał złożyć przysięgę. Pomimo, że była ona absurdalna, wszyscy uroczyście wstali, aby ślubować, że będą dbać o czystość sadu, robienie porządku w narzędziach i wyrywanie chwastów. Po złożeniu przysięgi na widowni zaczęły krążyć menażki z sucharami przeznaczonymi dla Rarytasów. Były to oczywiście wszechobecne suszone jabłka.
Wszystkie postacie przedstawione w spektaklu miały bardzo silnie zarysowane osobowości, które w sposób karykaturalny przedstawiały postawy różnych ludzi – despotycznego dowódcę, nadgorliwą patriotkę, niedojrzałego mężczyznę czy bezpośredniego nastolatka.
Nikt nie mógł powstrzymać śmiechu, kiedy o to, aby jej syn został przyjęty do Szarych Renet, bardzo starała się Matka Bolka (Ewa Kaczmarek), która była polonistką. Mówiła, że jej Boluś (Przemysław Zbroszczyk) chce zginąć za ojczyznę tak, jak jego ojciec żołnierz, notabene nieznany, posiadający jednak w Warszawie swój grób. Matka Bolusia miała nawet dla syna czerwoną opaskę, by mógł walczyć na pierwszym froncie. Jej synek miał też kamień z Jasnej Góry, aby mógł jako pierwszy rzucić go na szaniec. Matka Bolka idealnie oddała swoją grą aktorską osobowość przysłowiowej matki Polki, patriotki z obowiązku. Bolek to oczywiście stuprocentowy maminsynek niezdolny do podjęcia jakiejkolwiek decyzji bez przyzwolenia swojej matki.
Jak w każdym oddziale wojskowym, również w batalionie Szare Renety znajdował się spec od kamuflażu. W przypadku tego batalionu, był to wyjątkowy przypadek. Spec ten nie chciał, aby żołnierze z jego batalionu byli niewidoczni – wręcz przeciwnie chciał, aby wszyscy zwracali na nich uwagę. Spec Jonatan (Mikołaj Podworny) prezentował każdego współczesnego nastolatka. Interesował się modą, zachowywał się bardzo swobodnie i był niezwykle pewny siebie. Chętnie i bez skrępowania dzielił się swoimi uwagami i spostrzeżeniami. W jego przekonaniu wojnę wygrać można było tylko przy pomocy odpowiedniego stroju. Jonatan nie przejmował się uwagami Marszałka w stosunku do jego osoby. Niewzruszenie promował w sadzie swój sposób myślenia oraz „nowatorskie” pomysły. Kazał żołnierzom z batalionu ubrać czerwone elementy, bo czerwień to oczywiście energiczny kolor kojarzący się ze zwycięstwem. Inne poglądy prezentował Marszałek Pigalski (Wojciech Wiński), który twierdził, że tylko najlepiej wyszkoleni żołnierze przetrwają, dlatego podejście do wygrania wojny, jakie prezentował Jonatan mu się nie podobało. Czuł się on jak prawdziwy żołnierz, który musi umieć przelać krew za ojczyznę, a nie tylko pokazywać wrogom, że jest lepszy, więc gdy inni obrońcy sadu zaczęli popierać speca, dowódca kazał go od razu zabić. Była to doskonała aluzja do czasów współczesnych, gdzie jakakolwiek chęć wyróżnienia się bardzo często spotyka się z brakiem akceptacji lub wręcz jest niszczona.
Humor w spektaklu Batalion był bardzo specyficzny, ponieważ pieśnią patriotyczną była tam ludowa piosenka „Czerwone Jabłuszko”, a żołnierze posiadali najnowocześniejsze tablety, pomimo tego, że byli na wojnie. Absurd sytuacji polegał również na umieszczeniu poważnej wojny w realiach najzwyklejszego sadu. Spektakl ten udowadniał też, że to media rządzą teraz światem. Pokazywała to sytuacja, w której żołnierze w batalionie rozmawiali o nagłośnieniu wojny. Zrezygnowali jednak z tego pomysłu, gdy stwierdzili, że mają za mało trupów, a poza tym trzy zabite matki z dziećmi to większa tragedia niż pięćdziesięciu martwych mężczyzn. Pozornie sytuacja ta wydawała się niezwykle komiczna, lecz tak naprawdę była ona bardzo smutna. Scena ta zapadła mi w pamięć, ponieważ idealnie oddawała ona teraźniejszość, w której liczą się same sensacje. 
Całość tworzy spójną, interesującą historię niepozbawioną na szczęście humoru i dozy ironii. Spektakl ten oglądało się z dużym zaciekawieniem, nie było do końca wiadomo, co może się stać. Tempo spektaklu było cały czas utrzymane, co nie pozwoliło widzowi się znudzić. Najważniejsze jest jednak to, że w tej pozornie lekkiej i zabawnej opowieści zawarte zostało jedno ważne przesłanie – trzeba wiedzieć, czy walczy się w słusznej sprawie oraz czy wojna zawsze ma sens. 
Spektakl ten uświadamia widzom, że często wdawanie się w konflikty, nie tylko zbrojne, pozbawione jest racjonalnego uzasadnienia. Współcześnie ogromną rolę w kształtowaniu poglądów społeczeństwa odgrywają media. Bezkrytyczne opieranie się na informacjach płynących z mediów w głoszeniu swoich poglądów może być bowiem źródłem wielu konfliktów. Dotyczy to zarówno sfery życia osobistego, jak i publicznego. Dlatego tylko rzetelna wiedza pochodząca z wielu źródeł daje nam pewność właściwej oceny różnych sytuacji i zajęcia swojego stanowiska w danej sprawie.

Batalion, scenariusz Ewa Kaczmarek, Łukasz Pawłowski i Wojciech Wiński, reżyseria Wojciech Wiński, kostiumy Idalia Mantas, muzyka Adam Brzozowski. Premiera 13 marca 2015 w Poznaniu.


Zofia Radomska
Szare Renety do boju

Spektakl Batalion w reżyserii Wojciecha Wińskiego obejrzałam w toruńskiej „Od Nowie” podczas Klamry’2015. W momencie, kiedy weszłam na widownię, otoczył mnie ze wszystkich stron dym i uderzyła fala tajemniczości. Niektórzy aktorzy siedzieli nieruchomo pomiędzy publicznością, a inni rozdawali kolorowe opaski. Czerwone oznaczały, że zostałam rekrutem i idę na front, by walczyć o sad. Na scenie stał aktor, nagrywał siebie i nas, by następnie stworzyć dokument wojenny. W tym momencie wiedziałam już, że publiczność będzie częścią przedstawienia. W tle było słychać muzykę budzącą niepokój. To uczucie potęgował fakt, że przez dym nie było prawie nic widać, a na samej scenie stały tylko skrzynki po jabłkach. Przedstawienie rozpoczęło się i naszym oczom ukazał się wyraźniej  stos skrzynek, w którego wnętrzu stał Marszałek Pigalski (Wojciech Wiński). Słyszeliśmy tylko jego głos i co chwilę rozbłyskało światło. Przed skrzynkami stał Kosztela (Artur Śledzianowski), z ich rozmowy dowiadujemy się o wojnie między sadami, a my wszyscy zostaliśmy właśnie członkami batalionu. Cały batalion otrzymał nazwę Szare Renety, a ja dodatkowo należałam do Rarytasów.
Stopniowo poznawaliśmy także aktorów, którzy na początku przedstawienia siedzieli na widowni. Matka Bolka (Ewa Kaczmarek) jest polonistką, postanawia wysłać jedynego syna na front, by został bohaterem narodowym. Cytuje przy tym Mickiewicza i odwołuje się do postawy romantycznego bohatera. Sama także postanawia przyłączyć się do batalionu. Ważnym momentem jest pokaz mody zorganizowany przez specjalistę od kamuflażu – Jonatana. Na wybiegu żołnierze noszą czerwone dodatki symbolizujące waleczność i gotowość do walki. Jonatan stwierdza jednak, że nie mogą pójść na pewną śmierć, ponieważ są stworzeni do wyższych celów. Zamierza przejąć władzę nad batalionem, ale nie udaje mu się to. Znamienne jest także to, że batalion walczy tylko wtedy, kiedy jest to nagrywane. Korespondent wojenny – Mekintosh (Marcin Głowiński ) mówi  „Nie ma newsa nie ma wojny’’, twierdzi, że najlepiej byłoby sfilmować trupy matek i dzieci.
Ważną sceną był także sąd nad Jonatanem (cały czas nagrywany przez Mekintosha), w którym rolę oskarżyciela grała Matka Bolka. Przez większą część nie używała własnych słów, tylko cytowała Miłosza i Herberta. Niezwykłą rzeczą było także to, że publiczności zostało podane jedzenie – suszone jabłka, spotkałam się z takim czymś po raz pierwszy. Bardzo podobało mi się, że przez cały spektakl brałam w nim udział. Od razu przedstawienie staje się ciekawsze dla odbiorcy, kiedy w jakimś stopniu może je sam wykreować, chociaż przez powiedzenie jednego słowa lub śpiewanie razem z aktorami „hymnu” Czerwone jabłuszko. Nie było czuć dystansu pomiędzy aktorami a widownią.
Scenografia była nietypowa – stanowiły ją tylko skrzynki po jabłkach – ale nie oznacza to, że nie zmieniała się przestrzeń, w której grali aktorzy. Przez cały spektakl skrzynki były przestawiane i tworzyły różne formy, raz były wybiegiem, a raz schodami. Zmuszało to aktorów do ruchu, pokazywało też, które postacie są ważniejsze w batalionie. Marszałek Pigalski mówił stojąc na podwyższeniu, a Mekintosh czy Kosztela stali zawsze trochę niżej. Ważną rolę odgrywało także światło, na sali panował półmrok i tylko pojedyncze promienie światła padały na aktorów. Wszechotaczający dym miał sprawić, żebyśmy wszyscy poczuli się, jakbyśmy naprawdę byli w podziemiach. Każdy kostium wyglądał jak z innej epoki. Marszałek Pigalski ubrany był w wojskowe spodnie i czapkę oraz w białą koszulę. Natomiast Mekintosh i Kosztela wyglądali jak mafiosi  - ubrani w czarne skóry. Najbardziej awangardowo ubrany był Bronek – w kolorowy wzorzysty garnitur i noktowizor na twarzy. Matka Bolka przypominała swoim strojem chłopkę, a jej syn wyglądał jak przeciętny chłopak z naszych czasów. Strój Jonatana jak  i cała jego postać był prześmiewczy: biały podkoszulek, spódnica w szkocką kratkę oraz podkolanówki. Była to ironiczne nawiązanie do współczesnych blogerów i blogerek modowych. Kostiumy bardzo mi się podobały, ponieważ odzwierciedlały charakter i sposób bycia bohaterów. Pigalski był energiczny i porywczy, w jego stroju pokazywała to rozpięta koszula, niechlujnie wystająca ze spodni.
Spektakl był świetnie obsadzony aktorsko .Szczególnie w pamięć zapadł mi ton i sposób, w jaki mówiła Matka Bolka (Ewa Kaczmarek). Aktorka wykreowała świetnie tę postać, bardzo autentycznie oddała głosem i wzrokiem jej naiwność. Wojciech Wiński w roli Marszałka Pigalskiego wzmacniał wydźwięk słów poprzez gestykulację oraz energiczne ruchy na scenie.
Scenarzyści (Kaczmarek, Pawłowski, Wiński) zawarli w przedstawieniu liczne nawiązania do popkultury. Kilka razy mogliśmy usłyszeć aktorów krzyczących „Jesteś zwycięzcą!” co wprawiało całą salę w śmiech, pojawiały się odwołania do aktualnych wydarzeń politycznych, Matka Bolka była ironiczną aluzją do matki Polki, a sam sad z jabłkami (całkiem serio) do sankcji rosyjskich wobec Polski. Spektakl nie nużył, akcja biegła wartko. Całe przedstawienie było rozrywką na wysokim poziomie – z głębszym jednak przesłaniem. Wojciech Wiński w ironiczny i groteskowy sposób przedstawił postawę romantycznego bohatera narodowego. Zakpił ze współczesnego uzależnienia od mediów, robienia wszystko na pokaz. Spektakl jest wyjątkowy, wciągający, publiczność sama daje się nieświadomie  wciągnąć w grę z mediami i na tym polega niezwykłość tego przedstawienia.

23. Alternatywne Spotkania Teatralne  „Klamra’2015”: Teatr Usta Usta Republika Batalion, scenariusz Ewa Kaczmarek, Łukasz Pawłowski i Wojciech Wiński, reżyseria: Wojciech Wiński, kostiumy Idalia Mantas, muzyka Adama Brzozowskiego. Premiera: 13 marca 2015 r.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz